#Pytam, bo chciałbym wiedzieć #3
Poświęcenie - jest. Współpraca - nie ma. I kolejna nieobecność do kolekcji...
Fot. Sebastian Faena
Młoda dziewczyna, prosto po studiach, z małej miejscowości, pracuje dorywczo - "to tak aż nie znajdę czegoś w zawodzie". Nagle... Jest! Praca w zawodzie, do tego w wielkim mieście. Dobre zarobki z perspektywą rozwoju. Czy chciała aż tyle? Pewnie, że nie. Czy skorzystała? Tak...
Aż postanowiła poświęcić się dla swojego chłopaka. Rzuca pracę, wraca w rodzinne strony, w różowych okularach spotka się z bezrobociem. M jak miłość, wiele imion ma...
Ważne! Podjęła tę decyzję świadomie. Mówi wprost: "rezygnuję z pracy i miasta, wracam".
Celowo podałem płeć bohaterów tej opowieści. Po pierwsze dlatego, że to jak zwykle(!) - to straszne uogólnienie, tak wiem, ale tym razem, wyjątkowo, mam to w głębokim poważaniu - dziewczyna poświęciła się dla chłopaka, a po drugie - tego typu "poświęcenie" cały czas uznawane jest za coś tak oczywistego, że tzw. norma, to przy tym pikuś. Pan pikuś.
Przepraszam albo nie, nie przepraszam, ale nie rozumiem i chyba nigdy nie zrozumiem tego typu "rozwiązań". No bo tak... Poświęcenie to "czyn ofiarny, pełen bohaterstwa i samozaparcia" - tylko sobie krzywdy nie zrób, ale też "gotowość do ponoszenia ofiar" - motyka w dłoń i wio!
Poświęcić się to z kolei: "zrezygnować z czegoś dla czyjegoś dobra, dla jakieś sprawy". Bije brawo. Poza tym, że już na poziomie definicji jawią się te cuda jako coś, czego bez popicia przełknąć się nie da, to jeszcze jakby na to nie spojrzeć, zawsze jedna(!) strona jest albo będzie, równo i solidnie wydymana. C'est la vie?
Pozwolę sobie dopytać - a gdzie w tym wszystkim druga połówka? Bo "do tańca trzeba dwojga", a do wspólnego życia? Forma MY obowiązuje tylko w wybrane dni tygodnia?
Gdyby komuś przyszło do głowy tłumaczyć owy, tyle wspaniałomyślny co naiwny, czyn jako
k o m p r o m i s, to błagam, niech się nie wysila. Jak nie znajdę odpowiedzi na jedno pytanie, to nic się nie stanie. Naprawdę.
Q
0 komentarze