Budowanie napięcia #MetamorfozaMarty
Kolejny tydzień, kolejna metamorfoza. Kogo zobaczę tym
razem? Patrząc na nadesłane zdjęcie, widzę kobietę 50+, z kolei informacja jaką
otrzymałem od redakcji mówi: „Marta, lat 33”. Hmmm... Może to kwestia światła,
albo literówka w tekście? Czekam z niecierpliwością na to, co pokaże
rzeczywistość.
Kiedy moim oczom ukazuje się drobna, bardzo zgrabna
kobieta, wiem, że mam przed sobą młodą, trzydziestotrzyletnią osobę, a nie
starszą panią ze zdjęcia.
Od razu widać, że Marta lubi konkret. Na moje pytania odpowiada
krótko, zwięźle i na temat. Wie po co do nas przyszła i z czym chce wyjść. Zdecydowanie
będzie to „kosmetyka”, a niżeli „operacja na otwartym sercu”.
Zaczynamy! Na początek krótka wizyta w sklepie Migbet,
gdzie dokonuję analizy sylwetki. Najbliżej Marcie do litery H, gdzie ręce i
biodra znajdują się w tej samej linii, a talia jest minimalnie zarysowana. Do
tego: mały, ale jeszcze nie sportowy biust, płaski brzuch i zgrabne,
wysportowane nogi. Czego chcieć więcej? Ale
będzie widać mój brzuch! – mówi w pewnym momencie Marta. Co takiego będzie widać? Ciężkie to i do
przepracowania dla większości z nas, ale taka jest już chyba ludzka natura i
myślenie, że nie potrafimy docenić tego co mamy. Trudno jest nam zobaczyć
siebie takimi jakimi jesteśmy, a przede wszystkim uwierzyć w treść pozytywnych
komentarzy na swój temat.
Po ekspresowej wizycie w salonie Katarzynka, wracamy do
sklepu Migbet. Wiem, od mojej pacjentki, że nie lubi pokazywać swoich nóg, w
związku z czym nie nosi spódnic. Przyjmuję to do wiadomości i spódnice omijam
szerokim łukiem. Ale np. spodnie lubi i nosi, do pracy i na co dzień, dlatego
im właśnie poświęcam sporą część naszego czasu. Paski? Nigdy nie nosiłam.
Musztardowy kolor? A skąd. Białe jeansy? Fajne! Ta bluzka? No dobrze… Ooo! To
mi się podoba. A nie mogłabym tak tej bluzki… Nie! I wybuchamy śmiechem. Widzę,
to o czym mówisz. Przekonałeś mnie! Minuta po minucie, stylizacja po
stylizacji, pękały kolejne wyobrażenia Marty na temat jej sylwetki i szeroko
pojętej mody. Wraz z rosnącym entuzjazmem i widocznym zadowoleniem bohaterki,
postanawiam pójść o krok dalej. – Jest jakiś kolor, którego nie nosisz? Czerwony. Nie lubię, nie noszę. Buszując
pomiędzy wieszakami, w pewnym momencie gospodyni sklepu chwaląc się tym co ma
najlepsze, podaje mi sukienkę z wystawy. Długa czerwona sukienka z odkrytymi
ramionami w liściasty wzór – będzie się działo. Podaje ją Marcie. Z rezerwą
bierze ode mnie wieszak, mierzy i wychodzi się pokazać. Robię małe czary-mary,
jeszcze parę dodatków i gotowe! Sama Marta nie może w to uwierzyć. Ogląda się z
każdej strony, patrzy raz w lustro, raz na mnie, po czym pewnym głosem mówi:
podoba mi się! I to właśnie tę stylizację wybiera na finał metamorfozy.
Teraz włosy i
makijaż. Zanim jednak udamy się do salonu fryzjerskiego Aga, gdzie wraz z panią
fryzjerką omawiam wizję całości, odwiedzamy sklep Verona. Wśród skórzanej
galanterii i świetnym jakościowo obuwiu, wspólnie z Martą, dosłownie w tym
samym momencie, wybieramy te jedyne – karmelowe sandałki na słupku. Pięknie
współgrają z opalenizną, jednocześnie stanowią idealne uzupełnienie całej
stylizacji.
Ten projekt to praca zespołowa, która po czterech
tygodniach pokazuje, że jako zespół zaczynamy rozumieć się w pół słowa, czego
najlepszym dowodem są konsultacje z paniami fryzjerkami i makijażystkami.
Wystarczy kilka słów, by przedstawicielka Mary Kay, wiedziała czego od niej oczekuję.
Czas na finałowe zdjęcie. Piękny szeroki uśmiech i słowa
podziękowania, są najlepszym dowodem na to, że Marta to kolejna zadowolona
kobieta, która z sukcesem przeszła „Metamorfozę z Korso”.
Przed
Pełna akceptacja!
To była przyjemność. Praca i dobra zabawa.
P.S. Teraz to ja wyglądam jakbym nie dowierzał! ;)
P.S. Teraz to ja wyglądam jakbym nie dowierzał! ;)
Zdjęcia via Tygodnik Regionalny KORSO
Q
0 komentarze